czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 3

Obudził mnie głośny, irytujący dźwięk mojego budzika. Specjalnie ustawiłam na alarm piosenkę, której wręcz nienawidzę, bo jakbym ustawiła tą co lubię to tylko by mi się lepiej spało. Przez ten pieprzony komisariat muszę wstać aż o 12.30! Wiem, pewnie większość z was wstaje o wiele wcześniej, ale ja wstaje zawsze 13-14. I tak nie mam co robić, więc śpię.. Wymacałam telefon gdzieś na podłodze i nawet nie otwierając oczu, jakoś udało mi się go wyłączyć.. Przez "jakoś" mam na myśli wyjęcie baterii z telefonu. Leżałam tak jeszcze z dobre 5 minut, no ale niestety.. muszę wstawać. Bardzo powoli otworzyłam lewe oko, a następnie trochę szybciej prawe, przyzwyczajając się do jasnego światła, padającego z mojego okna. Niechętnie opuściłam (opuściłam czyt. wyczołgałam)  moje wygodne, cieplutkie łóżko, po czym wsadziłam z powrotem baterię do telefonu, gdy już się włączył wpisałam kod PIN, a następnie moje hasło. Sprawdziłam na nim, która godzina, 12.42. Przecież budzik miałam na 12.30.. Dzwonił aż 10 min. zanim się obudziłam?! Wow.. to chyba mój nowy rekord. Podeszłam żółwim tempem do szafy z zamiarem wyciągnięcia jakichś ubrań na ten cały posterunek.. Jak ja mam się ubrać.. Elegancko? Czy normalnie? Dobra, wybieram opcję numer dwa. Wiecie, eleganckie ciuchy są bardzo niewygodne. Wybrałam ubrania i ruszyłam do łazienki. Po drodze zajrzałam do pokoju rodziców i nadal ich nie było! Cholera, gdzie oni są?! Zaczynam się już niepokoić... Weszłam do łazienki, przygotowane wcześniej ubrania odłożyłam na pralkę, po czym rozebrałam się z piżamy i wrzuciłam ją do kosza na pranie. Weszłam pod prysznic i zamknęłam za sobą "drzwi" od kabiny, po czym sięgnęłam po żel cytrynowo-limonkowy. Wtarłam go dokładnie w ciało, a następnie umyłam włosy o tym samym zapachu. Spłukałam z ciała i włosów całą pianę i wyszłam spod prysznica, owijając się blado różowym ręcznikiem. Włosy zawinęłam w taki sam ręcznik i podeszłam do zlewu, by zaraz dokładnie umyć zęby. Po tym zdjęłam ręcznik z włosów i wytarłam je nim, ręcznik powiesiłam na kaloryferze i wyjęłam z szafki suszarkę. Po wysuszeniu włosów, pokręciłam je i zrobiłam sobie lekki makijaż. W końcu wytarłam swoje ciało i włożyłam wcześniej przygotowane ubrania. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół do kuchni, podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko, nalałam do garnka i wstawiłam na gaz. Nasypałam płatki do miski i pobiegłam na górę do mojego pokoju, ogarnęłam trochę w nim, zabrałam telefon i zaczęłam wracać na dół. Gdy byłam na schodach zauważyłam, że mleko kipieje, jak najszybciej potrafiłam zbiegłam ze schodów i rzuciłam się na kuchenkę, wyłączając ją. Na szczęście zdążyłam.. Uffff. Nalałam mleka do miski i zajęłam się konsumowaniem jedzenia. Po zjedzeniu śniadania sprawdziłam na dużym zegarze w kuchni, która godzina. 13.36, idealnie. Schowałam miskę do zmywarki i poszłam do przedpokoju. Z szafki wyciągnęłam moje czarne conversy i wsunęłam je na nogi, zabrałam klucze i wyszłam z domu, zamykając za sobą dom na dwa zamki. Jak pewnie pamiętacie wybieram na komisariat z niewiadomej przyczyny. Przynajmniej dla mnie... Wolnym krokiem udałam się na przystanek, na odpowiedni autobus czekałam około 3min. W końcu przyjechał, wsiadłam, zapłaciłam kierowcy i zajęłam ostatnie miejsce. Do policji było jakieś 10 minut drogi, więc wyjęłam z kieszeni słuchawki, podłączyłam je do telefonu i włączyłam moją ulubioną piosenkę Zara Larsson-Uncover. Gdy, przesłuchałam jej już z 3 razy spojrzałam na zegarek nad kierowcą. Co?! 13.55 ?! O 14.03 dotarliśmy wreszcie na miejsce, bardzo szybko wybiegłam z autobusu i pobiegłam na komisariat. Zwolniłam tuż przy wejściu i weszłam, od razu przyspieszyłam, gdy zobaczyłam grupkę przystojnych chłopaków w mniej więcej moim wieku. Usłyszałam od nich gwizdy i pomruki skierowane do mojej osoby. Olałam je i skręciłam w jakiś korytarz, by mnie nie widzieli. Nawet nie wiedziałam gdzie idę, po prostu szłam... Byłam tu w końcu pierwszy raz. Zauważyłam jakiegoś policjanta idącego w moją stronę.
  - Dzień dobry. Miałam pojawić się na komisariacie o godzinie 14 ale nie wiem gdzie mam iść... - odezwałam się nieśmiało. A on uśmiechnął się ciepło.
  - Dzień dobry. Proszę podać imię i nazwisko. - odpowiedział, wciąż się uśmiechając.
  - Rose Goldenmayer - jego mina momentalnie zrzedła. Ale dlaczego?
  - Ach, tak.. - odparł po chwili, po czym dodał - Proszę za mną - i nie czekając na odpowiedź odwrócił się i ruszył w stronę  której wcześniej przyszedł. Ja od razu poszłam za nim. Byłam strasznie zdenerwowana.. Mężczyzna wszedł do jakiegoś pomieszczenia, przytrzymując mi drzwi. Co jeśli na prawdę zrobiłam coś nie zgodnie z prawem? Co jeśli pójdę do więzienia?! Jestem na to za młoda! Nie mogę tak skończyć! Co sobie ludzie pomyślą?! Cholera, mam iść do więzienia a ja tu 'co sobie ludzie pomyślą'! Chuj mnie to co sobie pomyślą! Niech sobie myślą co chcą! Mam ich gdzieś. Jak ja sobie poradzę w więzieniu? Ale za co niby miałabym iść do więzienia? Nie to nie chodzi o to.. Przecież ja całe dnie siedzę w domu, to nie możliwe, żebym poszła do więzienia! A może to przez to, że nie wychodzę z domu? Tak, kurwa pójdę do więzienia za to, ze nie wychodzę z domu.. Zaczynam gadać (myśleć) od rzeczy, przez ten głupi stres! Gdy, weszłam trochę głębiej do - prawdopodobnie - jego gabinetu, on zamknął drzwi na klucz.. Zaraz, zaraz, po chuj on zamykał je na klucz?! Chce mi coś zrobić?! Niee.. To przecież policjant.. Zaczynam gadać jak jakaś pojebana..
  - Usiądź - powiedział, pokazując ręką na jakieś krzesło, którego wcześniej nie zauważyłam.. Stało na przeciwko jego biurka, za którym stał kręcony fotel, na którym on usiadł.
  - A więc tak... - było widać, że nie wiedział jak zacząć tą rozmowę. Mówił tak jakby smutnym tonem.. a to było co najmniej dziwne.. - Twoi rodzice.. mieli wczoraj wypadek... - Że co kurwa?! Jak to wypadek?..
  - Co?! Ale jak?! Gdzie?! Czy.... czy oni żyją?- Na początku, prawie, że krzyczałam, ale to ostatnie wypowiedziałam prawie niesłyszalnie.. Na te słowa w moich oczach, pojawiło się mnóstwo łez, ale nie pozwoliłam im wypłynąć.
  - Uspokój się i daj mi dokończyć. - nic już nie odpowiedziałam - A wiec, jak mówiłem, mieli wypadek.. Pewien pijany mężczyzna wjechał w nich z dużą szybkością, 17 minut po zdarzeniu na miejsce przyjechało pogotowie. Zabrali ich do szpitala i tam.. walczyli o ich życie. Niestety, obrażenia były zbyt duże... Nie udało im się ich uratować. Przykro mi.. - poinformował i spojrzał na mnie wspóczująco. W przeciągu jednej sekundy cała zalałam się łzami. Nie mogłam w to uwierzyć.. nie udało ich się uratować... obrażenia, były zbyt duże. Te słowa krążyły po mojej głowie, a ja siedziałam tam w ogromnym szoku. Byłam zła, smutna, przerażona.. Nie mogłam, nie, nie chciałam w to uwierzyć.
  - Cz-czyli oni... oni n-nie żyją? - Udało mi się wyszeptać między szlochem. 
  - Tak... przykro mi. - Odpowiedział. 
Nie mogę w to uwierzyć. Ja mam dopiero 16 lat, a oni już mnie zostawili.. 16 lat i już nie mam rodziców, ani żadnej rodziny. Nigdy nie znałam moich dziadków, ciotek itp. I jak ja sobie teraz poradzę? Nie dożyli nawet mojej pełnoletności.. To przykre, a nawet bardzo. Wiedzieć, że już przez resztę mojego jeszcze długiego mam nadzieję życia, nie będę miała przy sobie ludzi, którym, jako jedynym na mnie zależało.. Nie, to nie może być prawda. Jakoś nie chce mi się w to wierzyć, że robili wszystko co w ich mocy. Gdyby tak było moi rodzice byliby tutaj... ze mną. Ze mną, która tak bardzo ich teraz potrzebowała. Zaczęłam być zła, bardziej niż smutna, wstałam z krzesła i  wykrzyczałam najgłośniej jak potrafiłam to co myślałam.
  - Nie! Nie! Nie! To wszystko wasza wina! Pozwoliliście im umrzeć! Czemu ich nie uratowaliście co?! Jakoś nie wierzę, że robiliście wszystko co w waszej mocy! Bo, gdyby tak było, Oni by żyli! I byliby tutaj! Ze mną! - Podniosłam krzesło, na którym wcześniej siedziałam i jak najmocniej potrafiłam rzuciłam nim w ścianę, gdzie wisiało jakieś zdjęcie. No właśnie, wisiało, bo noga od krzesła trafiła w szybkę, która roztrzaskała się na milion kawałeczków i spadła na ziemię razem z krzesłem, zdjęciem i połamaną ramką. Kawałek szkła trafił mnie w czoło, z którego poleciało trochę krwi. Ale ja miałam to gdzieś, właśnie dowiedziałam się, że moi rodzice nie żyją. Dowiedziałam się czegoś co zrujnowało mi życie.. Policjant natychmiast do mnie podbiegł i złapał mnie za ramiona. Pewnie bał się, że znów coś rozwalę, a nie o mnie..
  - Puszczaj mnie! - krzyknęłam i wyrwałam się z jego "uścisku".
Zaraz po tym podbiegłam do najbliższej ściany (która znajdowała się obok okna) z zamiarem rozładowania na niej złości, ale zrobiło mi się strasznie słabo... Odwróciłam się tyłem i zsunęłam po niej na ziemię. Obraz zaczął mi się rozmazywać tak ze teraz widziałam tylko jakieś niewyraźnie plamki..
  - Mamo, tato.... nie.. - To ostatnie co zdołałam z siebie wydusić. Usłyszałam jeszcze jakieś krzyki, jakby za ścianą, choć wiedziałam, że to policjant. Bo niby kto? Teraz.. teraz nie słyszałam już nic, oczy powoli zaczęły mi się zamykać. Ogarnęła mnie cisza i ciemność... 

***
 Spacerowaliśmy sobie z mamą i tatą po plaży... Była piękna pogoda, słoneczna.. ani jednej chmurki na niebie, było wręcz idealnie.. Kojące szumy fal, piękna przezroczysta, ciepła woda.. na plaży było dużo szczęśliwych ludzi.. Ale ja nie słyszałam nic, po za relaksującą muzyką graną przez ocean.. Szłam po środku nas, między mamą, a tatą.. Wszyscy szliśmy w ciszy, nie takiej krępującej.. wręcz przeciwnie, ta cisza między nami była bardzo wygodna.. Nagle wszyscy zgłodnieliśmy, więc postanowiliśmy odwiedzić, tutejszy plażowy barek z jedzeniem.. Po drodze, rozmawialiśmy chyba na wszystkie możliwe tematy.. Komu co przyszło do głowy, wypowiadał to na głos.. Panowała między nami miła atmosfera.. Doszliśmy wreszcie do upragnionego miejsca, lokal wyglądał bardzo ładnie.. Zewnątrz jak i wewnątrz. Na zewnątrz pomalowany był na kolor błękitny... zupełnie jak ocean.. Wszystkie okna były bardzo duże, miały grube, drewniane, ciemnobrązowe obramowanie. Pod każdym z nich, na parapecie, leżały długie, prostokątne doniczki, wypełnione, różnych kolorów, pięknymi kwiatami.. Zazwyczaj były one bladoróżowe, błękitne i czerwone. Był również taras przed wejściem. Po dwóch stronach dwu drzwiowych, ciemnobrązowych, dużych drzwi wejściowych, nad którymi wisiał duży szyld z napisem " Barek plażowy ", stały ładnie ułożone, ciemno brązowe, drewniane stoliki z dwoma do kompletu pięknymi krzesłami. Na każdym z nich stał mały dzbanek z dwoma lub trzema kwiatkami. W środku na przeciw wejścia stała lada, za którą stał chudy chłopak z czarnymi włosami, wszędzie stały takie same stoliki jak na zewnątrz. Były jeszcze dwoje drzwi jak sądzę do toalet. Podeszliśmy do kasy i złożyliśmy zamówienia na wynos. Ja zamówiłam małego hamburgera i truskawkowego shake, a moi rodzice, po porcji małych frytek i kaw mrożonych. Gdy, dostaliśmy nasze zamówienia, podziękowaliśmy i wyszliśmy z knajpki. Skierowaliśmy się na pomost, by usiąść na ławce i zjeść nasze posiłki. Nagle w przeciągu kilki dosłownie sekund, pogoda całkowicie się zmieniła. Na niebo przyszło mnóstwo czarnych chmur..  nie takich jak w prawdziwym życiu, dosłownie czarnych.. Nim się obejrzałam na plaży nie było już nikogo prócz nas. Zaczął padać straszny deszcz, prawie nic nie było widać przez tą ilość wody spadającej z nieba.. Nagle znikąd pojawiła się ogromna trąba powietrzna.. Zmierzała w naszym kierunku, a my nie mogliśmy się ruszyć. Moi rodzice jakby zdawali się tego wszystkiego nie widzieć.. zupełnie jak manekiny.. Huragan porwał ich. Zaczęłam płakać i krzyczeć na całe gardło ale to nie pomagało.. Trąba powietrzna zaczęła się oddalać w stronę, z której przybyła.. I już jej nie było. Nie zostawiła po sobie żadnych uszkodzeń, dosłownie żadnych.. Ludzie zaczęli schodzić się z powrotem, jak gdyby nigdy nic.. Znów na niebie pojawiło się słońce.. Ocean się uspokoił, prawie wszystko było tak jak przedtem.. Prawie... bo nie było już moich rodziców... Stałam tam sama cała roztrzęsiona, oniemiała... Stałam w tym samym miejscu, jakbym nie umiała się ruszyć.. Ludzie zachowywali się jakby to wszystko co się działo nie miało w ogóle miejsca.. Śmiali się i kąpali w ciepłym morzu niczego nie świadomi.. A ja stałam tam, niezdolna do niczego.. Stałam i jedyne co mogłam to wciąż tam stać i  płakać.. Nikt mnie nie widział.. Byłam zdana jedynie na siebie...
  - Aaaaa ! - gwałtownie wstałam do pozycji siedzącej i krzyknęłam przestraszona, z powodu koszmaru, który był co najmniej dziwny. Co on mógł oznaczać? Pewnie nic.. 
Chwila, moment.. To nie mój pokój.. Gdzie ja jestem?! Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam.. Biała podłoga, białe zasłony, białe łóżko i pościel, białe drzwi, piszczące urządzenia tuż przy moim łóżku... Zaraz, zaraz... co ja robię w szpitalu?! Chciał wstać na równe nogi ale wydawały się jakby z waty, przez co upadłam na zimną podłogę. Cholera.. W tym samym momencie, do sali wbiegła, jak sądzę pielęgniarka, ze strachem wymalowanym na twarzy.
  - Jezus Maria, co się stał, dlaczego krzyczałaś? i co ty robisz na ziemi, Rose? - Zapytała, już trochę mniej ale wciąż lekko przerażona.. Była naprawdę bardo ładna.. Miała jasnobrązowe długie włosy, spięte w kucyk i ładne brązowe oczy. Wyglądała młodo, jakieś 27-30 lat. 
  - Dzień dobry.. Umm.. Ja miałam.. Znaczy to zwykły koszmar i tyle. - Odpowiedziałam trochę nieśmiało, bo wciąż leżałam na ziemi, nie miałam wystarczająco siły by wstać samej.. Ona jak gdyby czytając mi w myślach, wyciągnęła do mnie rękę i pomogła mi usiąść na łóżku.
  - Dobrze, a dlaczego leżałaś na ziemi? - zapytała uśmiechając się do mnie, co niemal od razu odwzajemniłam i spostrzegłam, że mam na sobie jedynie tą charakterystyczną koszulę szpitalną dla pacjentów. Mam nadzieję, że przebierała mnie kobieta..
  - Ja próbowałam wstać, ale nogi wydały się jak z waty i upadłam.. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
  - Mhm, dobrze. - Odpowiedziała..
Oblizałam powoli moje bardzo spierzchnięte usta i dopiero zdałam sobie sprawę, że strasznie chce mi się pić.
  - Może chcesz coś do picia, co? Widzę, że dawno nie piłaś - Zapytała i uśmiechnęła się ciepło.
  - Tak.. Dziękuję - Powiedziałam, a ona wyszła z "pokoju" po wodę, jak sądzę.
Teraz zaczęłam się zastanawiać jak znalazłam się w szpitalu.. Hmmm pomyślmy.. Byłam na komisariacie, powiedziano mi coś o czym nie chcę wspominać, zaczęłam krzyczeć i rozwaliłam parę rzeczy ale t pomińmy.. no i koniec. Nie wiem, może zemdlałam? Tak, pewnie tak.. 
W tym samym czasie do pokoju weszła ta sama kobieta/dziewczyna z szklanką wody i czymś małym w ręce, czego nie mogłam dostrzec.
  - Proszę, woda i tabletki. - powiedziała i jak zwykle się uśmiechnęła. Nie, żeby mi to przeszkadzało.
  - Dziękuję ale po co tabletki? Na co? - No cóż, zanim coś połknę to chyba muszę wiedzieć co to, nie?
  - Chyba nie chcemy żebyś znów zemdlała? - zażartowała, a ja zachichotałam. 
Nic już nie odpowiedziałam i połknęłam tabletki popijając wodą, po czym wypiłam resztę zawartości szklanki.
  - A właśnie, masz gościa. - powiedziała i wyszła, pewnie by zawołać tego kogoś. 
Ale niby kto miałby do mnie przychodzić? Przecież nikogo już nie mam. ani rodziny, ani przyjaciół.. Usłyszałam pukanie do drzwi, po czym ktoś wszedł do pomieszczenia. Uniosłam wzrok i.. ku mojemu rozczarowaniu był to ten sam głupi policjant co wczoraj.
  - Dzień dobry.. - powiedział, po czym nie czekając na moją odpowiedź kontynuował - Dobrze się już czujesz? - zapytał. Tak, kurwa czuję zajebiście...
  - Można tak powiedzieć.. - Skłamałam.. Nie zamierzam się mu zwierzać. 
  - Dobrze.. Przyszedłem zapytać czy pamiętasz o czym wczoraj rozmawialiśmy? - Spytał. Wiedziałam, że nie przyszedł tu bez powodu. Palant.
  - Pamiętam - odpowiedziałam. Nie kurde, zapomniałam, że moi rodzice nie żyją... Punkt za inteligentność.
  - Dobrze. Musimy teraz uzgodnić co teraz z tobą będzie - przytaknęłam, a on kontynuował - Masz 16 lat i jak pewnie zdajesz sobie z tego sprawę, nie możesz mieszkać sama, a z tego co wiem, nie masz żadnej rodziny, która mogłaby Cię zabrać do siebie, prawda?
  - Tak.. - Dobra niech w końcu przejdzie do konkretów, nie chce mi się z nim gadać. Chce mi się spać, jest dopiero 8.30, a ja o tej porze zwykle śpię..
  - A więc, normalnie poszłabyś do domu dziecka, ale jest też jedna taka placówka, tak jakby dom dziecka w bardziej "luksusowej" formie - zaznaczył w powietrzu cudzysłów - Musisz wybrać gdzie chcesz zamieszkać.
  - Ale, luksusowej to znaczy.. ? - Na pewno wybiorę opcję numer dwa, nie mam zamiaru mieszkać w zwykłym domu dziecka.. Nie żeby coś, ale fuj! Lecz, wolę jednak wiedzieć o co chodzi..
  - Już tłumaczę. To jest zwykły dom dziecka, tyle, że pokoje są o wiele ładniejsze, jak już powiedziałem wcześniej, są bardziej "luksusowe". Są zasady, posiłki o określonych godzinach, wychodzić można tylko w grupach, co najmniej trzy-osobowych, w tygodniu na najwyżej trzy godziny, ze względu na szkołę, a w weekend na około cztery. Do każdej trzy-osobowej grupy przydzieleni są opiekunowie, mogą oni dawać kary itp.. Różni się też tym, że nie jest on darmowy.. Aby tam mieszkać, co miesiąc trzeba wpłacać 250zł, ty odziedziczyłaś po rodzicach sporą sumę, więc pomyślałem, że raczej to nie będzie dla Ciebie problem. - Powiedział. 

Nawet nie muszę się zastanawiać i tak bardzo dobrze wiem co wybrać..

  - Wybieram opcję luksusową - powiedziałam.. Mogło to zabrzmieć trochę dziwnie ale nie wiem jak inaczej to nazwać.
  - Dobrze, wychodzisz ze szpitala dziś o 13, będziesz miała, więc równo trzy godziny na przygotowanie się, czyli spakowanie itp. Równo o 16 pod twój dom przyjedzie twoja opiekunka, pani Twerk. Pojedziecie razem do ośrodka, a resztę wytłumaczy Ci już Ona. - Nie powiem, cholernie się bałam.. nowy dom, środowisko, otoczenie. To było dla mnie za wiele..
  - Aha i jeszcze jedno. Będziesz musiała zmienić szkołę. Twoja jest bardzo daleko od placówki, a do nowej zaledwie 10 min. autobusem. - Nie przeszkadza mi to, w tej szkole i tak nie mam żadnych znajomych, ani nic, więc nic mnie tam nie trzyma.
  - Dobrze.. Mam jeszcze jedno pytanie - skinął, więc spytałam - Czy pokoje są jedno osobowe, czy wielo? - spytałam z małą nadzieją, że jedno.. 
  - Jednoosobowych nie ma, zazwyczaj są dwu lub trzyosobowe. - kolejny zawód.
  - Mhm.. - nie da się ukryć, że jestem zdenerwowana.. Mam dzielić pokój z nieznajomym? 
  - Dobrze to tyle. Do widzenia. - W końcu.. nie żeby coś, był miły itp. Ale serio chce mi się spać. Jak zwykle z resztą.
  - Do widzenia - Odpowiedziałam a on wyszedł. Nareszcie zostałam sama.
A tak na marginesie.. Zauważyliście, że ten typ co chwilę powtarza słowo "dobrze" ? Czy tylko ja mam takie urojenia.. Zajął mi 20 minut, więc jest już 8.54.. Idealna pora na drzemkę.. Otuliłam się szczelniej kołdrą i wtopiłam twarz w - dość niewygodne - poduszki. Niestety, ten głupi plaster na czole sprawiał, że było mi jeszcze bardziej nie wygodnie.. Zapomniałam wspomnieć, że założyli mi plaster, bo wbiło mi się tam szkło? To wspominam teraz. Już więcej nie myśląc, po prostu zasnęłam..

Oto zaczyna się nowy rozdział w moim życiu...

~♥~

Hej ;)) Ten rozdział jest już dłuższy niż reszta :D W sumie to nie wiem co mogę jeszcze napisać XD Życzę miłego czytania i mam nadzieję, że się spodoba :))

Czytasz = komentujesz :*

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 2

Rozdział 2

-T-tak...- zająkałam nerwowo. O co może chodzić? Ten facet brzmi bardzo poważnie, więc to nie może być żart... raczej nie.
- John Mayer z tej strony. Dzwonię z posterunku policji. Mamy do przekazania Pani pewną informację.. Proszę stawić się jutro na komisariacie o godz.14 - powiedział, cały czas brzmiąc bardzo poważnie i ... oschle? Chyba tak. Tak, właśnie tak brzmiał. Oschło.
- Do-dobrze... Umm.. Do widzenia? - to ostatnie brzmiało trochę bardziej jak pytanie..
- Do widzenia. - odpowiedział, po czym odłożył słuchawkę.
Nie miałam bladego pojęcia czego chcieli ode mnie na POLICJI ?! Zrobiłam coś niezgodnie z prawem? Nie, to raczej nie możliwe.. No nic, dowiem się jutro. Z tą myślą wyszłam z salonu, tym samym wchodząc do kuchni. Wyjęłam mój ulubiony sok pomarańczowy z lodówki, po czym zalałam nim szklankę do pełna i odłożyłam go na miejsce. Pobiegłam na górę do mojego pokoju uważając, aby go nie rozlać, lecz niestety znając moje zdolności... połowa zawartości szklanki wylądowała na schodach i przed moim pokojem.. Tak, brawo Rose.. Szklankę odstawiłam na szafkę nocną obok mojego łóżka, po czym udałam się do szafy., by wyjąć piżamę. Wybrałam brudno białą, przewiewną koszulkę na ramiączkach z dużym, cienkim napisem PEACE oraz długie jasno siwe dresy. Rzeczy odłożyłam na łóżko i udałam się do łazienki. Oczywiście znając mnie, zapomniałam o tym, że wcześniej wylałam picie przed pokojem i weszłam w kałużę soku pomarańczowego.. I znowu, brawo Rose. Po drodze luknęłam na duży zegar wiszący na ścianie i aż sama się zdziwiłam, gdy zobaczyłam, że już jest 22.34. Myślałam, że jest co najmniej 19, a tu proszę, w pół do jedenastej.. Weszłam do łazienki, następnie rozebrałam się ze wszystkich ubrań i wrzuciłam je do kosza na pranie. Związałam włosy w wysokiego koka, by ich nie zmoczyć i weszłam do kabiny prysznicowej. Odkręciłam kurek z gorącą wodą, która momentalnie zaczęła spływać po moim nagim ciele strumieniami. Kocham to uczucie, to zawsze było takie kojące. Relax w czystej postaci.. Wtedy zawsze zapominam o wszystkich problemach. Przestałam rozmyślać i sięgnęłam po mój ulubiony żel cytrynowo-limonkowy, po czym dokładnie wtarłam go w swoje ciało. Spłukałam z siebie całą pianę i wyszłam spod prysznica, owijając się puchowym, jasno-zielonym ręcznikiem. Zawiązałam go nad piersiami, podeszłam do umywalki i dokładnie umyłam miętową pastą zęby. Zmyłam dzisiejszy makijaż i wyszłam z łazienki.
- Maamo, taato jesteście juuż ?! - Krzyknęłam, lecz nikt mi nie odpowiedział. Czemu ich jeszcze nie ma?! Cholera, gdzie oni siedzą tak długo?! Zdezorientowana, weszłam do swojego pokoju.. Zdjęłam i wytarłam się ręcznikiem, po czym rzuciłam go gdzieś w kąt pomieszczenia. Wciągnęłam na siebie wcześniej przygotowaną piżamę i rzuciłam się na moje ogromne łóżko. Zaraz po tym wślizgnęłam się pod grubą kołdrę, która wcześniej leżała pode mną i zgasiłam lampkę stojącą na szafeczce nocnej obok. Dosłownie nic nie było widać.. pomyśleć, że nawet nie zasłoniłam rolet. Było mi tak cieplutko i wygodnie... aż ktoś mi tego nie zepsuł. Nagle usłyszałam coś jakby ktoś rzucił w czymś w moje okno.  No nie powiem, wystraszyłam się trochę. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i podeszłam do okna. Na dole zobaczyłam grupkę chłopaków, wyglądali na pijanych czy coś.. Chichrali się bezsensu z nie wiadomo czego. Mieli pewnie tak po 18-19 lat. Wszyscy byli mega przystojni, aż miło było popatrzeć. Ale jeden ughhh.. był idealny. Nawet z tej odległości mogłam zauważyć jego piękne, brązowe oczy, idealnie postawione, ciemny blond włosy. Jest pewna, że jest super umięśniony... tak myślę. Szatyn niestety zauważył, że się tak w niego wpatruję, bo zaśmiał się... jeśli tak to wgl. można nazwać. Przez to, że był tak nawalony zabrzmiało to trochę dziwnie.. A po chwili dodał.
- Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej, laleczko - wybełkotał i zaśmiał się znów. Zarumieniłam się ze wstydu przez to, że mnie przyłapał na gapieniu się na niego. 
- Ha, ha, zabawne.. Czego chcecie? -  odparłam, wcześniej otwierając lekko okno, by mogli usłyszeć.
- My? Nic ... - powiedzieli razem i znowu zaczęli się głupio chichrać. 
- To po jakiego chuja tu przeleźliście i mnie budziliście, huh? - warknęłam, nieco zirytowana. Chce mi się spać do jasnej cholery!
- Tak se. - wypalił chłopak, który wcześniej mnie przyłapał. Dopiero zauważyłam jaki ma zajebisty głos... Kurde Rose ogarnij się!
- Skoro przyszliście tu bez powodu to z łaski swojej idźcie stąd, bo chce iść w spokoju spać! - wkurzyłam się, są denerwujący. Przyłażą nawaleni idioci i rzucają mi kamieniami w okna..
- Dobra, idziemy chłopacy.. - wymamrotał jeden z nich, tak żeby wszyscy go słyszeli. Wszyscy zaczęli powoli odchodzić, obijając się o siebie nawzajem. Wszyscy, oprócz niego. Stał i patrzył się na mnie.. czułam się nie komfortowo.
- Juuustiiin !! - krzyczał jego kumpel, który wcześniej odszedł z innymi. A więc, miał na imię Justin.. powiem szczerze zajebiste imię!
- Idę, idę! - krzyknął do nich, następnie zwracając się do mnie - A my się jeszcze zobaczymy - spojrzał na mnie uwodzicielsko.. wyglądał tak seksownie. Kuźwa ogarnij się! - Dobranoc księżniczko - powiedział, po czym puścił mi oczko i odszedł. Był taki słodki, że awwwww. Wróciłam do łóżka i z myślą o nim, po chwili Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.

~♥~

No heej! :D O to drugi rozdział ;) Wiem, że ten też jak na razie nudny i baardzo krótki, ale nie wiedziałam co w nim mogę jeszcze umieścić, myślę, że jak na początek jest nieźle, ale też bardzo chciałabym poznać Wasze opinie, więc jakbyście mogli to napiszcie w komentarzu co myślicie ;)) To przecież nie ostatni, więc reszta pewnie będzie ciekawsza XD 
 I tutaj pierwszy raz pojawił się Justin <33 
Słuchajcie, w poprzednim, pierwszym rozdziale nie było ani jednego komentarza i trochę głupio mi z tego powodu, bo jest około 130 wyświetleń, a 0 komentarzy.. To miłe nie jest wiecie. Ale nie będę się poddawać z tego powodu, mam nadzieję, że z czasem liczba komentarzy wzrośnie :)) I pamiętajcie o tym błagam Was : 
Jeśli czytasz to bardzo proszę komentuj!!! 

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 1

Rozdział 1

 Rano obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne, przebijające się przez zasłony na moim oknie. Zwlekłam się leniwie z łóżka, wcześniej spoglądając na zegarek, leżący na szafce nocnej. 12:18... No to sobie dziś pospałam. Były wakacje, więc nie musiałam wstawać rano. Ale dziwiłam się trochę, że mama nie obudziła mnie wcześniej, żebym wyszła z psem lub do sklepu.. No nic, wstałam, więc z łóżka po drodze przeglądając się ulotnie w lustrze, gdy tylko zobaczyłam jak wyglądam, momentalnie przez moją głowę przeszyły słowa "O mój Boże!". Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne, długie leginsy, odrobinę za duży, kremowy sweter, po domu oraz czystą, czarną bieliznę. Zabierając ze sobą ubrania udałam się do łazienki. Rozebrałam się i wrzuciłam brudne ubrania do kosza na pranie. Związałam szybko moje długie, brązowe, lekko kręcone włosy w wysokiego koka, aby nie zmoczyć włosów i weszłam pod prysznic. Opłukałam się, po czym sięgnęłam po truskawkowy żel i dokładnie umyłam nim swoje ciało. Spłukałam całą pianę i wyszłam z kabiny prysznicowej. Owinęłam się fioletowym, puchowym ręcznikiem, który ledwo zasłaniał moją pupę, podeszłam do umywalki i zaczęłam myć zęby. Gdy skończyłam, zdjęłam ręcznik, wytarłam się nim, po czym tak jak poprzednio piżamę wrzuciłam do kosza na brudy. Ubrałam bieliznę, skarpetki, następnie leginsy, a na koniec sweter. Rozplątałam włosy, okładając gumkę na półkę obok i zabrałam się za rozczesywanie moich (jak zawsze) pokołtunionych włosów. Skończyłam za jakieś 10 min. i zrobiłam sobie lekki makijaż, nie chciałam  rzucać się w oczy.. Po około 40 minutach spędzonych w łazience, wróciłam do swojego pokoju. Poprawiłam łóżko, czyli ułożyłam poduszki i zakryłam wszystko kołdrą, która leżała na nim rozwalona. Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze, "o wiele lepiej" pomyślałam. Zeszłam na dół do kuchni, zamierzając coś zjeść na śniadanie, gdy zauważyłam jakąś karteczkę na wysepce kuchennej, na której było napisane:

" Jestem u koleżanki na kawie, wrócę za jakieś trzy godzinki, czyli o około 15-16 :)) Obok masz 20 zł, pójdź proszę do sklepu i kup mleko i mąkę, dziękuję. Mama :* " 



Po przeczytaniu odłożyłam karteczkę z powrotem na blat i podeszłam do lodówki, wyciągając z niej serek śmietankowy puszysty oraz por. Położyłam to wszystko na blacie, po czym zabrałam por i przemyłam, go dokładnie pod zlewem. Gdy skończyłam robić kanapki ustawiłam je na talerzu i nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki. Zabrałam to wszystko i udałam się do salonu, położyłam talerz ze szklanką na stoliku przed sofą, siadając na niej. Włączyłam TV i na ekranie pokazał się, kolejny odcinek serialu "Dlaczego ja?", lubiłam nawet to oglądać, więc odłożyłam pilot obok i zabrałam się za jedzenie. Gdy skończyłam jeść, w tym samym czasie w którym skończył się serial, zaniosłam naczynia do kuchni, wsadzając je do zmywarki. Wtedy do kuchni przybiegła Mela, mój pies, rasy bernardyn, była ogromna, więc za każdym razem, gdy z nią wychodziłam, ludzie szli z lekkim strachem w oczach, a zwłaszcza te głupie suki ze swoimi jorkami (czyt. szczurami). Skończyłam swoje rozmyślania, gdy ujrzałam, że Mel gdzieś odchodzi, co kok odwracając się do mnie. Zrozumiałam, że mam za nią iść, więc zrobiłam to. 

-Co tam mała? - zapytałam, zaciekawiona o co jej chodzi.
Często zwracałam się do niej "mała", chociaż wcale taka nie była. Mel zatrzymała się pod drzwiami wejściowymi, a ja przykucnęłam przy niej, całując ją w główkę. Mel spoglądała to na mnie, to na smycz i obrożę, leżące na niskiej szafce na buty obok.
- Ta.. Mogłam się domyślić. - odparłam do siebie, gdy zorientowałam się, że Mela musiała 'załatwić swoje sprawy'.
-Zaczekaj chwilkę, zaraz wyjdziemy, skarbie. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Tak, gadałam z psem i nie uważam tego za dziwne, pewnie większość ludzi rozmawia ze sowimi pupilami. Przynajmniej tak myślałam.. Mela pomachała energicznie ogonem i pobiegła gdzieś na górę. Ja poszłam do góry po swojego Iphone i zeszłam z powrotem na dół. Wyjęłam z szafki swoje czarne vansy, zakładając je na nogi.
- Mela! Idzieemy! - krzyknęłam, po czym usłyszałam radosne poszczekiwanie z góry, które szybko stawały się głośniejsze. A za chwilę już mogłam zobaczyć Melę, która szybko biegła skacząc na mnie. O mało co bym się nie wywróciła pod jej ciężarem ale na szczęście za mną było ściana, o którą się oparłam. Gdy tak ze mnie zeszła, założyłam jej obrożę, po czym sięgnęłam po smycz i podpięłam do niej. Zabrałam klucze i wyszłam, zamykając za sobą dom na dwa zamki. Nie miałam gdzie wsadzić telefony, więc schowałam go do leginsów, tak by nie wypadł, ale też tak by nie wpadł głębiej. Po tym, ruszyłam w stronę lasu, do miejsca, które prawdopodobnie znam tylko ja z Melą, ponieważ codziennie przychodziłam tam z Melą i nigdy tam nie spotkałam. Żeby tam dojść trzeba przejść dość długi kawał, ale nie przeszkadzało mi to i tak nie miałam nic innego do roboty. Trzeba wejść do lasu tak jakby 'głównym' wejściem po czym skręcić w prawo prawie nie widoczną drużką. Po pewnym czasie drużka skręca w prawo, ale iść trzeba cały czas prosto, przedostać się przez gęste krzaki i różne takie, aż w końcu jesteś na miejscu. Na środku znajdowało się OGROMNE drzewo z baardzo wieloma dużymi gałęziami. To było moje ulubione miejsce w tym miejscu, zawsze wdrapywałam się na nie i wyciągałam mój pamiętnik i długopis z niewielkiej dziury w drzewie. Połowa drzewa rosła na twardym gruncie, a do drugiej sięgała już woda z dużego pięknego jeziora. Z mojego miejsca był na prawdę piękny widok.. Prawie wszędzie stały piękne, duże drzewa wiśni. Kochałam to miejsce, wszystko co było słychać to śliczne śpiewy ptaszków, A po za tym... cisza. I to mi się tam podobało, mogłam się tam w spokoju relaksować. Skończyłam moje rozmyślania, gdy usłyszałam szczek Meli, która warczała na jakiegoś 'cziłałę', którego właścicielką była jakaś plastikowa blond dziwka, która miała na sobie różową "sukienkę" w panterkę, która ledwo co zasłaniała jej dupę... masakra.
- Pilnuj lepiej tego swojego psa, bo jeszcze coś zrobi mojej perełce! A wtedy już za siebie nie ręczę, szmato! - Słowo 'psa' wypowiedziała z ogromnym obrzydzeniem. Niech lepiej spojrzy na swojego szczura! Zgaduję, że razem z nim wyszła dopiero co z burdelu. Zaczęła odchodzić, kręcąc dupą jak kierownicą na ostrym zakręcie i zarzuciła swoje doczepy na plecy.
- Dziwka.. - odpyskowałam bardziej do siebie. Nie chciałam by to usłyszała, ale niestety. Odwróciła się i rzuciła na mnie pełne złości spojrzenie.
- Co powiedziałaś?! - prychnęła, zakładając na biodro rękę i unosząc jedną brew z widocznym jadem w oczach.
- nic... - powiedział patrząc na swoje buty.
- Tak myślałam - odparła z głupim uśmiechem i zwycięstwem w oczach. Taka była prawda... to ona wygrała, niestety. Czemu nie mogę być śmielsza?! Czemu akurat ja jestem taką głupią ciotą, żeby przegrać z jakąś dziwką!? 
- chodź Mela.. - powiedziałam, po tym jak plastik ze swoim szczurem zniknęła za zakrętem.

***


Doszłam w końcu z Melą do domu, otworzyłam szybko drzwi. Miałam dość tego upału. Odpięłam  psu smycz, a ta od razu pobiegła do kuchni do swojej miski z wodą i łapczywie zaczęła ją pić. Ja zdjęłam buty i również pobiegłam do kuchni, łapiąc za butelkę z wodą i wypiłam prawie całą z gwinta. Pobiegłam do pokoju, by się przebrać. Wyjęłam z szafy krótkie spodenki z ćwiekami przy kieszeniach i białą, cienką, przewiewną bluzkę na ramiączka z dużym dekoltem z przodu jak i z tyłu. Byłam zbyt spocona i śmierdziałam, więc byłam zmuszona wziąć krótki prysznic. Pobiegłam razem z ubraniami, więc do łazienki. Rozebrałam się szybko i wskoczyłam, dosłownie, do kabiny. Opłukałam się tylko zimną wodą i wyszłam dokładnie wycierając się moim fioletowym ręcznikiem. Prawie wszystkie moje ręczniki były fioletowe, bo to mój ulubiony kolor. Gdy byłam już ubrana, związałam włosy w koka na czubku głowy. Zabrałam jeszcze telefon i laptopa z pokoju i wróciłam na dół do salonu. Zostawiłam to wszystko w salonie i poszłam do kuchni, wyjąć z reklamówki mąkę i mleko, po które byłam wcześniej z Melą w sklepie. Schowałam je do odpowiednich szafek i wróciłam do salonu, gdzie leżała Mela. Usiadłam wygodnie na sofie, włączyłam TV na niceloedon, gdzie leciało 'Tess kontra chłopaki'. Położyłam sobie już włączonego laptopa na kolanach i weszłam na facebooka. Nigdy nie mam żadnych powiadomień, więc weszłam tylko pooglądać główną tablice.. Gdy już się zalogowałam zauważyłam, że mam ...... 1 powiadomienie!! Weszłam w nie, a tu zaproszenie do gry.. moja mina momentalnie zrzedła. Taka tam zgacha! Usłyszałam wibracje w telefonie, a potem mój dzwonek. Odebrałam, a w słuchawce usłyszałam, poważny, niski, męski głos.

- Halo? - zapytałam
- Pani Rose Josephine Goldenmayer? - zapytał oschle.
- T-tak ... - zająkałam się.

----------------------------


NO heej! :))Wiem, że jest bardzo krótki ale to tylko początek :D Wgl. już miałam napisane chyba z połowę rozdziału, bo pisałam go na plastyce i kurwa nauczycielka zobaczyła i mi zabrała! Co za menda.. i musiałam od początku pisać ;( Wiem, że nudny, ale to pierwszy, więc spokojnie kolejne będą ciekawsze ;) Mam nadzieję, że się spodoba i życzę miłego czytania :* 

                  CZYTASZ = KOMENTUJESZ

środa, 5 lutego 2014

Prolog

Ona - Spokojna dziewczyna, mieszkająca w niewielkim mieście, Stratford w Kanadzie.W jej mieście są cztery dzielnice- biedna, bogata, niebezpieczna, którą wszyscy nazywają Black Hole, do której lepiej nie zaglądać jeśli nadal chcesz żyć oraz ta zwyczajna, w której ona mieszkała. Jest dobrą uczennicą, ma dobre oceny, posłuszną córką, która robi zawsze to o co poproszą ją rodzice. Jest bardzo nieśmiała, nigdy się nie zgłasza, nie ważne gdzie jest zawsze siada w najmniej widocznym miejscu. Nie ma za dużo przyjaciół... właściwie to ona wcale nie ma przyjaciół, a to tylko przez to, że nigdy do nikogo się nie odzywa, jest w 99% pewna, że w szkole nikt oprócz nauczycieli jej nie zna. Jej dzień wygląda zawsze tak samo: wstać, ubrać się, zjeść, szkoła, dom i tak w kółko codziennie... do czasu. Jej życie zmienia się po otrzymaniu szokującej wiadomości z policji...

On - Najpopularniejszy, najprzystojniejszy chłopak w szkole. Jego życie jest pełne przygód i szaleństw, w przeciwieństwie do niej. On również mieszka w Stratford, lecz na innej dzielnicy....chłopak mieszka na Black Hole. Ciągle imprezuje, pije, pali i co noc śpi z inną dziewczyną. W szkole mówią na niego 'Heartbreaker', czyli 'łamacz serc' i to rzeczywiście do niego pasuje. Chodził już z prawie wszystkimi dziewczynami w szkole... oprócz jej. Choć on myślał inaczej, bo nawet nie wiedział, że ona istnieje.. Bardzo słabo się uczy, rzadko bywa w szkole, a gdy już się pojawia, od razu na dzień dobry zostaje wysłany do dyrektora za jakiś wybryk. Ma młodszego brata Jaxona (5 lat) oraz młodszą siostrę Jazmyn (8 lat). Ich życie wywraca się do góry nogami, gdy dostają straszną wiadomość.... z policji. Taką samą jak Ona. Czy to przypadek, że półtora tygodnia po otrzymaniu przez niej tej wiadomości, On dostaje taką samą? 


-------------------------------------------------

I cooo? <3 Podoba Wam się? ;)) Starałam się umieścić tam wszystko co najważniejsze i myślę, że chyba w miarę dobrze ich tam opisałam :D Jeśli Wam się podoba to proszę o napisaniu tego w komentarzu, to dla mnie baardzo ważne, a dla Was to żaden wysiłek, prawda? Dziękuję za komentarze i "widzimy" się później, myślę, że jutro dodam pierwszy rozdział ;) W sumie mam już napisane 3 rozdziały ale nie mogę ich dodac wszystkich od razu, bo przepisanie tutaj jednego trochę mi zajmie, a ja mam jeden komputer i jeszcze dwójkę rodzeństwa, więc chyba rozumiecie, prawda? :)) Dobra to do przeczytania XD <3

wtorek, 4 lutego 2014

Ważne!

    Hej ;)) Jestem Gabi i to jest mój pierwszy taki blog i bardzo proszę o wyrozumiałość, ponieważ dopiero się uczę :)
--------------------------------

     Uwaga !! Jeśli chodzi o Justina to nie jest on sławny!
Jego charakter, który będę tutaj opisywała nie oddaje Jego prawdziwego charakteru. No może oddaje ale Go nie znam, więc nie wiem ;)

--------------------------------

     Mam ogromną nadzieję, że mój blog Wam się spodoba, ale jeśli macie jakieś sugestie jak może stać się Waszym zdaniem lepszym to bardzo proszę o pozostawienia komentarza ze swoją propozycją :))

--------------------------------

     Już od razu na wstępie bardzo proszę po przeczytaniu każdego rozdziału o pozostawienie po sobie komentarza, abym wiedziała, że ktoś to wgl. czyta ;)) 
     A jeśli nie chcecie komentować lub coś takiego to zamiast tego bardzo bym prosiła, Abyście oddali swoje głosy w ankiecie ;))

--------------------------------

     To tyle ode mnie i życzę Wam miłego czytania :*